„Echy i achy, chlipy i chachy… –
czyli jak to na Niespodziewanym
rajdzie było”
Tego się nie spodziewaliśmy! Czego? A no tego, że II
Niespodziewany Rajd PSP nr 31 współorganizowany razem z PTSM „Ziemia Radomska”
będzie trwał aż trzy dni! Chętnych, jak zwykle, nie brakowało, choć nie wiadomo
było, czego można spodziewać się po wyprawie z przymiotnikiem „niespodziewany”
w nazwie. Plan przewidywał kwaterunek
w Szkolnym Schronisku Młodzieżowym w
Puławach, prócz tego moc atrakcji – zwiedzanie ciekawych miejsc, spotkania z
fascynującymi ludźmi, pasjonatami nietypowych i niespodziewanych rzeczy, wyprawę rajdową w głąb mrocznych „kanionów”, czyli
wąwozów nieopodal Kazimierza Dolnego i co tylko sobie dusza zapragnie…
No ale, po kolei… Pierwszego dnia, czyli w piątek 10
listopada, byliśmy na zajęciach edukacyjnych w Izbie Edukacji Przyrodniczo – Leśnej „Miodne” znajdującej się na
terenie Leśnego Kompleksu Promocyjnego
„Puszcza Kozienicka”. W sali wystawowej można było zobaczyć różne gatunki
zwierząt, które spotyka się w trakcie leśnych wędrówek. Ciekawe było to, że
mogliśmy dotknąć eksponatów oraz sprawdzić, jak działają narzędzia kiedyś
wykorzystywane przez leśników i bartników. Jest to nie lada atrakcja dla
wszystkich miłośników lasu, którzy chcą poznać bogactwo zwierząt i roślin,
zasady gospodarowania lasem oraz historię leśnictwa na terenie Nadleśnictwa
Zwoleń. Wraz z pracownikiem placówki odbyliśmy spacer po ścieżce przyrodniczo – leśnej i poznaliśmy różne fazy
rozwojowe lasu oraz obejrzeliśmy chronione gatunki roślin. Samo otoczenie Izby
jest niezwykle malownicze – na spacerujących surowym okiem spogląda rzeźba
Światowida, można uciąć sobie pogawędkę z miejscowym żółwiem albo pooddychać
świeżym, leśnym powietrzem, w którym wyczuwa się delikatny zapach sosnowego
igliwia.
Potem zawitaliśmy do Zwolenia, aby w Kościele
Podwyższenia Krzyża Świętego zobaczyć kaplicę Kochanowskich, zwana też kaplicą
św. Franciszka. Została ona ufundowana w roku 1610 przez bratanka wielkiego
poety – Jana Kochanowskiego – Adama
Kochanowskiego. Pod posadzką znajduje się krypta z marmurowym sarkofagiem Jana
Kochanowskiego i jego rodziny. W ścianę wmurowano starą mosiężną płytę z
inskrypcją:
„A jeśli komu droga otwarta do nieba,
tym, co służą ojczyźnie. W roku 1983 złożyliśmy prochy poety Jana i rodziny
Kochanowskich. Polacy.” Aby dowiedzieć się, co znaczy ta zagadkowa
inskrypcja udaliśmy się do Centrum Regionalnego, aby zebrać informacje o m.in.
wędrówce szczątków Kochanowskiego (Poeta zmarł w roku 1584) oraz o zaginionej
czaszce samego Jana z Czarnolasu.
Przewodnik,
nieoceniony Pan Łukasz Sobol – skarbnica wiedzy i szalonych
pomysłów – i tym razem miał dla nas niespodziankę. W zespole parkowo – pałacowym
w Puławach, którego zwiedzanie było kolejnym punktem naszej wyprawy,
czekała gra terenowa. Żeby nas do
niej przygotować, Pan Łukasz Sobol zorganizował zajęcia praktyczne, na których
ćwiczyliśmy umiejętność orientowania mapy i chodzenia według kompasu. Nie
każdemu poszło jak po maśle, ale wszyscy nauczyliśmy się, jak prawidłowo
posługiwać się mapą, aby dojść do celu. Tym razem celem był park przy Pałacu
Czartoryskich. Tam w pięcioosobowych grupach uczestnicy rajdu otrzymali od przewodnika mapki z zaznaczonymi obiektami oraz wierszowane zagadki związane z miejscami, które
należało odnaleźć. A zatem liczyły się spryt, inteligencja, umiejętność
posługiwania się mapą
i odszukiwania ukrytych informacji, no i, oczywiście, szybkość. Kto pierwszy
ukończył trasę i popełnił najmniej błędów, ten wygrywał. Zadanie nie było
łatwe, ale za to bardzo ciekawe i pouczające. Najlepsza drużyna pod dowództwem Juliana Malety wykonała je w
niecałe pół godziny!
Po tylu wrażeniach z radością powitaliśmy Szkolne Schronisko Młodzieżowe
w Puławach, gdzie mieliśmy nocować, choć „nocowanie” jest słowem, które
niezbyt dobrze oddaje to, co wszyscy uczestnicy zamierzali tam robić! Było
zamieszanie, zdarzyły się też łzy, ale sytuacja została szybko opanowana i po
obiadokolacji oraz krótkim odpoczynku na wesołych rajdowiczów czekały konkursy, konkursy i jeszcze raz konkursy.
Jeden z nich wprawił chłopców w osłupienie – otóż z rolki papieru toaletowego
należało upleść jak najdłuższy warkocz. „Warkocz!?
Coś słyszałem, ale jak to się plecie?! Ludzie, pomóżcie?!” Takie i owakie
okrzyki dały się słyszeć na sali, ale
wszyscy stanęli na wysokości zadania. Sam prezes naszego Szkolnego Koła
Turystycznego – Kacper Krawiec – poświęcił swoją fryzurę, aby godnie
zaprezentować zrobiony przez jego drużynę kunsztowny splot.
Po ciężkiej nocy (mało snu, dużo łażenia między
pokojami, trochę gadania i biadolenia), rześkie i gotowe na nowe przygody łazęgi z PSP nr 31 udały się w okolice Kazimierza Dolnego. Powitały
nas tam strugi deszczu, a jak wiadomo – urwanie chmury na rajdzie to urwanie
głowy dla przewodnika! Jednakże niebiosa były łaskawe i ulewa, choć intensywna,
okazała się bardzo krótka. „W drogę!” – powiedział przewodnik tonem
nieznoszącym sprzeciwu. Co było robić? Trzeba było leźć w te wąwozy! A tam?
Echów i achów, chlipów i chachów nie było końca! Tak było pięknie! Szliśmy
zachwycającym wąwozem nazywanym
Korzeniowym Dołem (przez niektórych rajdowiczów także „kanionem”J).
Jego niezwykłe ściany, wysokie na kilka metrów, strome i pionowe niejako
oprawione zostały przez Matkę Naturę korzeniami i pniami drzew przybierającymi
niepowtarzalne formy smoków, węży i innych maszkaronów. To trzeba zobaczyć na
własne oczy! Wejście do wąwozu znajduje się od strony miejscowości Góry – toteż
niektórzy z nas NIESPODZIEWANIE byli też w górach. A co!
Po wyjściu z wąwozu polnymi dróżkami
dotarliśmy do wzgórza. Wąska ścieżka zaprowadziła nas najpierw do pomnika do ku
czci ofiar tzw. "krwawej
środy" w roku 1942. Pod koniec października 1942 roku władze w
Generalnym Gubernatorstwie otrzymały pilny rozkaz od głównodowodzącego siłami
bezpieczeństwa III Rzeszy Himmlera, który nakazał podjąć akcje
odwetowe przeciwko ruchowi oporu. Miały one być skuteczne i zmasowane, tak aby
ująć jak największą ilość ludzi. Główny nacisk położony był na osoby nadające
się do pracy. Miały one zostać deportowane do Niemiec do niewolniczej pracy.
Nad ranem 18 listopada 1942 roku tereny okolicznych wsi - Bochotnicy,
Parchatki, Kazimierza, Cholewianki oraz Rogów - zostały otoczone przez
Niemców, którzy oprócz aresztowań dokonywali również mordów.
Podczas akcji, która trwała od 18 listopada do 24 listopada 1942 roku, aresztowano
i wywieziono do obozów pracy ponad 300 osób, natomiast na miejscu rozstrzelano
co najmniej 140 osób. Dokładna liczba straconych nie jest znana, gdyż nie
zachowały się żadne dokumenty z tego okresu. Dane opierają się głównie na
relacjach świadków, którzy ocaleli z tej masakry.
Kiedy spojrzeliśmy do góry. Oczom naszym ukazała się
ściana sporego zamku w Bochotnicy. Niewiele się z niego zachowało, choć była to swego czasu
okazała budowla, postawiona na zalesionym wzgórzu nad rzeką Bystra. Był to
obiekt bardzo trudny do zdobycia ze względu na obronne położenie i potężną
50-metrową fosę. Zamek zbudowano w połowie XIV w. prawdopodobnie z inicjatywy
przodków rodu Firlejów, ponieważ wiadomo że od 1317 r. okolica należała do
Dziersława i Ostasza herbu Lewart z Bejsc. Być może pomysł budowy zamku wyszedł
od Kazimierza Wielkiego, który po najeździe tatarskim chciał zabezpieczyć te
tereny e łańcuchem fortyfikacji, a zrealizował go wspomniany Ostasz - kasztelan
lubelski. Pierwotne założenie miało kształt wieloboku z dziedzińcem i budynkiem
mieszkalnym od strony północnej i bramą od południa, nie było wież. Materiałem
budowlanym był miejscowy kamień. Legenda mówi, że Kazimierz Wielki, będąc już w podeszłym wieku, zakochał się w młodej Żydówce Esterce. Aby być blisko
ukochanej król umieścił ją w zamku Bochotnicy, dokąd potajemnie udawał się
spacerem z Kazimierza Dolnego (istnieje
też podobno podziemny korytarz łączący oba zamki). Dlatego też tutejszy zamek
zwany jest "zamkiem Esterki". Jak było naprawdę nie wiadomo, co
prawda Długosz potwierdza ten związek ale zamek w Bochotnicy nigdy nie był
własnością królewską lecz rycerską. Z zamkiem związana jest też legenda o
okrutnej rozbójniczce Annie Zbąskiej, która za swe zbrodnie skazana została na wieczne
potępienie i jako duch musi wciąż pilnować i przeliczać swoje skarby. Mają one być ukryte w zamku i w jaskiniach w
pobliskim wzgórzu.
Po zejściu stromym zboczem trafiliśmy do
miejscowości Bochotnica. W planach było jeszcze wędrowanie po okolicznych
szlakach, ale wiszące nisko ciemne chmury studziły dość mocno nasze zapały. I
tu znów NIESPODZIEWANA zmiana planów. Zamiast grzęznąć
w błocie lessowych wąwozów, malowniczą ulicą Nadrzeczną udaliśmy się w kierunku
Kazimierza Dolnego. Tam uczestnicy
wyprawy otrzymali pozwolenie na poczynienie pamiątkowych zakupów i poszwędanie
się po Rynku, gdzie królował motyw koguci. Nic
w tym dziwnego – i tutaj, moi Drodzy Czytelnicy, nadszedł czas na krótką
legendę:
Dawno, dawno temu nad Kazimierzem Dolnym przelatywał diabeł. Zielone tereny
Lubelszczyzny tak bardzo mu się spodobały, że postanowił osiedlić się w wąwozie
pod miastem. Zły duch szybko rozsmakował się w lokalnym drobiu.
Wkrótce w Kazimierzu Dolnym został tylko jeden kogut, bardzo stary i
mądry. Ptak schował się przed diabłem w pobliskiej jaskini. Gdy czart ruszył na
poszukiwania, zakonnicy pokropili jego kryjówkę wodą święconą. Nie mogąc znieść
jej zapachu, diabeł uciekł z miasta.
Ocalony kogut wyszedł ze swojej kryjówki i zaczął dumnie spacerować po
kazimierskim rynku. Od tamtej pory zaczęto wypiekać jego podobizny z ciasta
drożdżowego.
Nakupiło się tych
kogucików, oj nakupiło! Niektórzy jednak kupowali sowy…(pozdrowienia dla Pani
KasiJ)
Po powrocie do
schroniska – jedzonko, odpoczynek i konkursy,
konkursy, konkursy! Zawrzało, kiedy Pani Kasia z szelmowskim uśmiechem na
twarzy poprosiła uczestników, aby przynieśli ze swoich pokoi 5 dowolnych
rzeczy. Kiedy każda drużyna była już gotowa i wszyscy ze zniecierpliwieniem
przebierali nóżkami, kierowniczka rajdu oznajmiła: „A teraz z tych pięciu
rzeczy stwórzcie totem swojej drużyny!”. Uwierzcie, efekty pracy były zaskakujące!
Rajdowicze to niezwykle kreatywni ludzie! Kiedy już sprawdziliśmy swoją
inteligencję, spostrzegawczość, spryt i kreatywność, przyszedł czas na
odpoczynek (lub nieJ).
W trakcie nocnego
dyżuru Pani Kasia i Pani Emilka o mało co nie padły trupem….ze śmiechu!
Przyczyną okazali się chłopcy z siódmej i szóstej klasy, którzy zamiast spać,
snuli niecne plany, mydląc opiekunom oczy zgrabnym słówkiem
i poczuciem humoru. Ech, ale było fajnie!
Następny dzień
przyniósł ze sobą nagrody za zmagania konkursowe. Kategorii było tyle, ilu
uczestników, więc NIESPODZIEWANIE każdy zajął pierwsze miejsce. A potem wykwaterowanie.
Niektórzy nie popisali się dbałością o czystość swoich pokoi, ale spuśćmy na to
zasłonę milczenia, a na winowajców zasłonę miłosierdziaJ. Kiedy wszyscy już
siedzieli w autokarze – NIESPODZIEWANIE innym niż ten, który dowiózł nas do
Puław, wyruszyliśmy w dalszą drogę. Najpierw do miejscowości o poetycko
brzmiącej nazwie: Gołąb. Co można zobaczyć w Gołębiu? Sporo. Nas interesowało Muzeum Nietypowych Rowerów – jedyne
takie miejsce w Polsce a nawet w Europie. Kustoszem jest tam człowiek
niezwykły, pasjonat techniki i inżynierii – Józef Konstanty Majewski. Obejrzeliśmy tam naprawdę ciekawe
konstrukcje – rowery poziome, cyrkowe i inne NIESPODZIEWANIE nietypowe
jednoślady, nawet takie, które udawały „wieloślady”. Pan Józef – gospodarz o
wielkim sercu pozwolił nam wypróbować niektóre z tych okazów. Jazda na tych
„kosmicznych” rowerach nie należała do najłatwiejszych. Miejsce do polecenia,
dla każdego, kto ceni sobie umiejętność nieschematycznego myślenia
i spotkania z fascynującymi ludźmi!
Ostatnim punktem na
mapie naszej wędrówki było Muzeum Sił
Powietrznych w Dęblinie. Zwiedziliśmy wystawę związaną z historią i tradycją sił
powietrznych, która jest wzbogacona o liczne dokumenty i pamiątki oraz
umundurowanie lotnicze typowe dla danego okresu historycznego. Na wystawie można
obejrzeć m.in. osobiste rzeczy po tragicznie zmarłym mjr. pil. Eugeniuszu
Horbaczewskim – dowódcy 315 Dywizjonu Dęblińskiego. W muzeum znajduje się
Sztandar – Relikwia Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie z okresu II wojny
światowej.
Wystawa plenerowa to
ponad 80 statków powietrznych (samolotów i śmigłowców), przeciwlotnicze zestawy
rakietowe oraz zestawy radiolokacyjne. Można tam obejrzeć myśliwce MiG 21 i MiG
23, a uwagę przyciąga ciężki śmigłowiec bojowy – Mi -24. Prawdziwa gratka dla
miłośników lotnictwa!